Marek Niedźwiecki

Piątek. Jak ten czas szybko płynie! Od rana jeszcze raz Wave Rock, inne światło, ale ponownie na nasze szczęście bez innych turystów. To niesamowite, że w takich cudownych miejscach spotykamy tak mało ludzi. To normalne, bo jesteśmy tutaj przed sezonem. Tutaj jest wiosna. Całe autobusy turystów przyjadą latem. Będzie jeszcze goręcej...
Nie bardzo umiem to sobie wyobrazić. Wczoraj myślałem, że rano na Wave Rock będzie lepsze światło. Chyba się myliłem, bo ta skała w cieniu robi znacznie większe wrażenie. Sekcja fotograficzna i jedziemy dalej. Legenda Aborygenów mówi, że Maluka był dzieckiem ze złego związku. Za karę był zezowaty i nie mógł polować. Za to porywał dzieci do jaskini i je jadł. Ich ręce widać w całej jaskini. Niesamowite wrażenie. Zginął marnie, zadźgany przez współplemieńców. Jaskinia istnieje do dziś. Musi to była prawda, a nie tylko legenda. Niedaleko tej jaskini jest następna. Hippo's Yawn. Już nie robi takiego wrażenia, a muchy tak nam dokuczają, że nie robimy godzinnego spaceru wokół Wave Rock. Ruszamy dalej. W drodze do Perth zatrzymujemy się w miasteczku York. Trochę mi przypomina Queenstown na Tasmanii. Piwo w pubie gasi pragnienie i smakuje tak samo dobrze, jak we wszystkich tutaj pubach. Piwo tutaj jest delikatniejsze od naszych europejskich, ale na upał jest rewelacyjne. Do Perth dojechaliśmy pod wieczór. Ostatnia noc w domu Steni i Adama. Już są w domu. Będzie barbie. Australijska ikona! Oni tutaj lubią nadużywać tego określenia. Australijskimi ikonami są miejsca, ludzie, zwyczaje... Słońce zachodzi pięknie. Perliczki robią hałas z drzewa. Fruwają na nie, żeby w nocy nie paść ofiarą lisa. Indykom się nie udało. Nocne Polaków rozmowy i spać...