Grudzień mi mija za grudniem...

Marek | Blog Marka | 2008-12-03, 18:59

Dzień dobry! Jestem, jestem, choć na zimę trochę zanikam. Tak mam. Chciałbym zasnąć i obudzić się w nowym roku. Jeden dzień, a jaka różnica. Wczoraj słońce, dzisiaj deszcz. Ciśnienie leci na łeb, na szyję, a ja wtedy nie żyję. I na nic nie mam ochoty. Przepraszam więc, że przeszkadzam, ale ja dziś tylko na chwilę. Chwileczkę...

Nie ma Czesia, nie ma zdjęć. Kto to jest Czesiu? Zapytajcie Aliny. Ona wie wszystko. Czesław (naprawdę Cesco) jest Holendrem. Jak Doktor Van Graf. I prawie tak samo mówi. Kiedy przyleciał do Polski pierwszy raz na Music & Media Radio Conference kilkanaście lat temu, powiedział, że jest tutaj pierwszy i ostatni raz. A teraz mówi po naszemu i tutaj mieszka. Never Say Never! Wtedy pracował w tygodniku muzycznym „Music & Media”, często więc dzwonił do Polski do stacji radiowych, firm płytowych. W różnych sprawach związanych z radiem, muzyką. Zawsze kiedy się przedstawiał i mówił skąd dzwoni słyszał: chwileczkę! Bo u nas nie wszyscy znają angielski. Cierpliwie czekał, aż ktoś, kto zna ten język podejdzie do telefonu. Po którymś kolejnym razie pomyślał, że to może jakieś obraźliwe słowo i kiedy znów usłyszał w słuchawce: chwileczkę! Powiedział ze złością: „chwileczkę yourself!!!”. No i teraz mogę to opowiadać jako dykteryjkę. Ładna, prawda?

Mam słabsze dni i dlatego sięgam do dzienników zeszytowych, żeby powspominać. Tylko pięknie. Zacząłem pisać dziennik 13 grudnia 1973 roku. To już teraz słuchacze radia wiedzą, dlaczego mam taki sentyment do tego magicznego 1973. Był piękny, bo ja byłem młody. Alinę miałem poznać za 3 lata. Studiowałem w Politechnice Łódzkiej, pracowałem w Studenckim Radiu „Żak”. Chodziłem do kina… Więcej wspomnień z tamtych czasów może za 10 dni.
Kiedy słyszę Billy’ego Joela, a właśnie w Radiu Smooth Jazz Cafe śpiewał przed chwilą „Honesty”, to widzę Nowy Jork. Taki sprzed prawie 20 lat. Kiedy poleciałem tam pierwszy raz w 1987 i roku poszedłem Broadwayem w górę i w dół, to już wiedziałem, że to jedno z moich miejsc ulubionych. Odszukałem 52nd Street. Taki tytuł nosi jedna z płyt Joela. Dawno mnie tam nie było. Podczas mojej ostatniej jak dotąd podróży do Nowego Jorku, kiedy mieszkałem w hotelu niedaleko Times Square, podczas spaceru na plac zobaczyłem w tłumie Państwa Halinę Kunicką i Lucjana Kydryńskiego. Widać było, że są szczęśliwi… Miałem ochotę podejść, porozmawiać, pozdrowić, przywitać się, ale nie chciałem naruszać Ich prywatności. Do dziś tego żałuję…

Pozostałe wpisy
» Prawie nie ma takich miejsc... (2024-03-28, 19:54)
» Dziękuję... (2024-03-26, 19:54)
» 24 Marka... (2024-03-23, 19:54)
» Cape Forestier... (2024-03-19, 19:54)
» Coś konkretnego... (2024-03-16, 19:54)
» Błędnik... (2024-03-14, 19:54)
» Frozen... (2024-03-07, 19:54)
» Rojst... (2024-03-05, 19:54)
» Koń jaki jest... (2024-03-02, 19:54)
» Kwiat czerwony... (2024-02-29, 19:54)
Marek Niedźwiecki RSS Feed

Ten blog to wyraz moich osobistych poglądów. MN