Australia Day...

Marek | Blog Marka | 2017-01-26, 20:17

Tak, to dziś! Znaczy tam już jest następny dzień. 10 godzin różnicy czasu. Środek lata. Miło świętować. Nie pamiętałem, czy to dla nich dzień wolny od pracy, bo kiedy tam jestem to wszystkie dni dla mnie są wolne. Tak, mają wolne! Oj, było grilowane... Sam nie jestem fanem potraw z grilla, bo jakoś zawsze jest to trochę bez smaku i za zimne, a ja lubię gorące. Ale akurat w Australii zjadłem dobrego grilla. Nie raz, nie dwa... Na przykład rydze.




Siostry Williams w finale Australian Open. I Roger Federer. Ten jak wino... No właśnie – wino na dziś: Wolf Blass Yellow Label Cabernet Sauvignon 2011. Znakomite! Może to ten rocznik? Fan Shiraza musi przyznać wyższość CabSauv. Zdjęcia na dziś: ostatnia porcja telefonowych. Tym razem wypadło na Sydney. 11 listopada, znaczy ostatni dzień w mieście. Wieczorem odlatywałem. Tego dnia zrobiłem prawie 30 tysięcy kroków. Chyba trochę z powodu stresu przed odlotem. Był piątek. Dłuuuugi dzień. Słońce świeciło jak szalone, chyba na moje pożegnanie z Australią. To była kolejna piękna podróż. I dałem radę. I nie planuję, czy będą następne. Przestałem planować. „Co ma być to i będzie”. Lubię sobie o tym przypominać. Taksówka na lotnisko. Bagaże w zieloną folię, łatwiej je będzie odnaleźć na przylotach. Fast Track, czyli szybka linia na przejście. Udało się, choć tym razem nie miałem potrzebnej kartki. Nie pierwszy raz się leciało! Drobne zakupy w strefie bezcłowej. Makadamia w miodzie. Tak, to zawsze jest smaczne! Business Lounge. Na chwilę. Tak, żeby przepakować podręczny, wypić lampkę Chardonnay, skorzystać z ubikolka. Na prysznic nie było czasu. 15 godzin lotu do Doha. No tak, ale lecę do domu! Myślałem, że w taksówce z lotniska posłucham końcówki Markomanii. Ale już było jednak po 12. Za to od razu na bazarek. Tak, tego dnia kupiłem jeszcze podgrzybki. Jak miło wracać do siebie...
PS: jutro rano elpetrójka. Żebym tylko nie zaspał. Zamiast „Saling To Philadelphia” na płytę dnia wybrałem jednak MC4. I pięknie mi gra.
Aaaa! Jutro premiera The Best Of Smooth Jazz Cafe na winylu. Tylko na czarnej płycie. Co za czasy przyszły?

Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...
Australia Day...Australia Day...Australia Day...Australia Day...

Pozostałe wpisy
» Zimna wiosna... (2024-04-16, 19:54)
» Magiczne oko... (2024-04-13, 19:54)
» Weź to serce... (2024-04-11, 19:54)
» Zaćmienie... (2024-04-09, 19:54)
» Wojownicy... (2024-04-06, 19:54)
» Eagles... (2024-04-04, 19:54)
» Siłacz... (2024-04-02, 19:54)
» Biała kiełbasa... (2024-03-30, 19:54)
» Prawie nie ma takich miejsc... (2024-03-28, 19:54)
» Dziękuję... (2024-03-26, 19:54)
Marek Niedźwiecki RSS Feed

Ten blog to wyraz moich osobistych poglądów. MN