Jeśli dziś czwartek, to jesteśmy w Danii
W Denmark zjedliśmy na lunch pyszne ciasto marchewkowe. Nigdy wcześniej takiego nie jadłem. Trochę jak nasz piernik. Z orzechami, rodzynkami i imbirem. Z bitą śmietaną… Tak, wiem milion kalorii, ale za to na śniadanie były płatki z mlekiem i owoce z jogurtem. Kolacja dopiero po 20 i pewnie dlatego śniły mi się koszmary. Rano po codziennym rytuale wysyłania internetów zgubiło nas w buszu. Gunia chciała, żebyśmy do jeziora dojechali drogą przez busz (w końcu mamy 4x4), ale nie przewidzieliśmy, że to cała sieć, pajęczyna dróg i bezdroży. Wystarczy raz źle skręcić i masz babo placek. Znaczy stąd ten placek na lunch!
Kiedy wyjechaliśmy na prostą, poszło jak z płatka. Przez Walpole i Denmark do Albany. Niedaleko Walpole jest cudowną Valley Of The Giants, czyli Doliną Gigantycznych Drzew. Odbyliśmy tam Tree Top Walk, czyli spacer po koronach drzew. Niezwykła sprawa. Kładka zbudowana tak, żeby chodzić tam, gdzie normalnie tylko ptaki łatają… Zdjęcia wyszły trochę za jasne, bo byliśmy tam tuż po południu. Za to genialnie wyszły na Elephant Cove niedaleko Denmark. Trafiliśmy tam tuż przed zachodem słońca. Światło wtedy najlepsze. To miejsce przypomniało mi Tasmanie, a jak wiadomo wspomnienia są zawsze najpiękniejsze. Jak dobrze, że mam aparat cyfrowy, tego dnia zrobiłem chyba z 200 zdjęć. Po drodze znów spalony busz, znów niesamowite wrażenie i kolory na zdjęciach. Poza tym Paperback Trees, chyba pierwszy raz je widziałem. Kora schodzi z nich jak skóra z węża. Australia od pierwszego tutaj mojego pobytu 12 lat temu kojarzy mi się z ogromnymi przestrzeniami, cudownym światłem, niepowtarzalnym zapachem. Tutaj w Zachodniej Australii to wszystko jest jeszcze bardziej wyraziste. Jedyne co mi przeszkadza, to insekty. Nie ma wprawdzie jeszcze komarów (koszmarów!), ale skąd te kleszcze? Są także Sand Flies, czyli piaskowe pchły. Nie widać ich, a jak ukąszą, swędzi jak psi… Nic to, duży jestem, nie zjedzą mnie całego. Dla kilku miejsc i widoków, które już zobaczyłem warto było się tutaj wybrać. Dziesiąty raz. Ostatni… (zawsze tak mówię!). Jutro idziemy w góry.
Pozostałe wpisy
» Jeden film... (2024-12-10, 19:54)
» Ciąg dalszy nastąpił... (2024-12-07, 19:54)
» Znów zaczęli grzać... (2024-12-05, 19:54)
» Grudzień... (2024-12-03, 19:54)
» Sydney na zielono... (2024-11-30, 19:54)
» To tylko sen... (2024-11-28, 19:54)
» Jeszcze przed chwilą... (2024-11-26, 19:54)
» Biała zima... (2024-11-23, 19:54)
» Zima niebieska... (2024-11-21, 19:54)
» Forever Young... (2024-11-16, 19:54)