Cairns...
A jednak jest zasięg. Bo tutaj jest bardzo nowocześnie... Nigdy wcześniej mnie tu nie było. Piękne miejsce. Ciepłe kraje. I na dodatek prawie 100% wilgotności. Na skutek błędu w systemie mamy zamiast normalnych pokoi w Mantra Esplanade "całe mieszkanie" na 7 piętrze. Trzy pokoje, trzy łazienki, kuchnia i living room. Wszystko ze 3 razy większe od mojego mieszkania w Warszawie...
No bardzo sympatycznie! Popłynęliśmy na Green Island. Na cały dzień. Rewelacja, znaczy wakacje. Poleżałem pod parasolem, obszedłem wyspę dookoła (40 minut po plaży w wodzie...), na lunch ryba z frytkami. Za dużo się naoglądałem tych ryb. Plaża trochę jak na Fraser Island. A może by tu zostać na resztę? Wróciliśmy do Cairns o 17. Obiad w niemieckiej? Znaczy golonka. Nigdy chyba nie widziałem takiej potężnej. Skąd tutaj biorą takie wielkie świnie? Tak, raz na jakiś czas lubię zjeść golonkę. Do tego białe piwo... Ale żeby w Australii? Stało się. Jutro Rain Forest. Znowu cały dzień w drodze. A potem padnę jak dwie dychy.
Zdjęcia na dziś: Green Island
Wino na dziś: Evans & Tate Butterball Margaret River Chardonnay 2016, Western Australia. Bo gorąco...
Pozostałe wpisy
» Wyłącz i włącz... (2024-11-07, 19:54)
» Forever... (2024-11-05, 19:54)
» Zaduszki... (2024-11-02, 19:54)
» Cukierek albo... (2024-10-31, 19:54)
» Barwy jesieni... (2024-10-29, 19:54)
» Wiosna w Hobart... (2024-10-26, 19:54)
» Vancouver... (2024-10-24, 19:54)
» Barwy ziemi... (2024-10-22, 19:54)
» Sydney na kliszy... (2024-10-19, 19:54)
» Dwie wyspy... (2024-10-17, 19:54)