Sylwester

Marek | Blog Marka | 2007-12-31, 15:59

Nie lubię tego dnia. Już za 8 godzin będę starszy o rok. I z czego tu się cieszyć? Poza tym nie umiem w sobie wykrzesać radości i chęci zabawy tak na zawołanie. Moje Sylwestry były zwykle porażkami. No może z pominięciem tego z 2004 roku. To pewnie dlatego, że spędziłem go na czarnej plaży w Kaikoura (Nowa Zelandia) w towarzystwie Piratów, Lasów i Czereśniaków. Było cudownie. Ognisko, czerwone wino, dobre towarzystwo... No i lato! Może bym lubił ten dzień, gdyby nowy rok przychodził do nas w środku lata... "Mija rok", jak co roku śpiewają u mnie Czerwone Gitary. Słucham w Trójce 14 topu wszech czasów i wspominam.

2007 rok był w moim życiu rokiem zdecydowanie przełomowym. A zaczął się tak zwyczajnie. Petardy i sztuczne ognie o północy, a z radia "All You Need Is Love". 8 stycznia 70 urodziny Shirley Bassey, a 60 Davida Bowiego. "Starzeją się herosi rocka". Moja pierwsza płyta tego roku, to świetny album Henri'ego Salvadora "Reverence" z piosenką "La vie c'est la vie". No właśnie. Trzeba się cieszyć tym, co daje los. Życie, to życie... 22 stycznia pojechałem do chirurga, żeby mi pobrał wycinek z prawego ucha. Tak zasugerowała miła Pani Dermatolog. Tak, trochę miałem pietra. Pan doktor wyciął i powiedział, że wynik badania będzie za 2 tygodnie, ale wynik miał tylko powiedzieć, czy rak skóry jest złośliwy. Tego samego dnia od 12 do 16 kręciłem z tvn'em "kulisie sławy". Z plastrem na uchu. Byłem nienaturalnie nakręcony, to było widać w tym programie. Odmawiałem, odmawiałem, aż się poddałem. Chyba nawet nieźle wyszło. Dzień później zmarł Ryszard Kapuściński (75), dzień później zmarła Krystyna Feldman (87)... Zabieg usunięcia komórek rakowych odbył się we wtorek, 6 lutego. Już zaraz miałem lecieć do Australii, łykałem więc aspirynę. Podczas zabiegu krew się lała... Nie bolało. Bolał tylko strach przed niewiadomym. A tu jeszcze wyjazdowa lista z Zakopanego, 9 lutego. Na przekór wszystkiemu postanowiłem, że na Antypody lecę 13! W lutym... Nie jestem przesądny, ale kiedy zapomnę czegoś zabrać z domu i wracam, to jednak siadam na chwilę. Gusła i zabobony! Za to kot może mi przebiec drogę, tona mnie nie działa. Nie boję się latać. Kiedyś nawet bardzo to lubiłem, ale 24 godziny w samolotach i na lotniskach robią swoje. Teraz latam, bo to przyspiesza przemieszczanie. Ta Australia z lutego/marca była fantastyczna. Tam jest wtedy jesień. Piękna jesień ze wszystkimi odcieniami czerwieni, żółci i brązu na drzewach, z rydzami zdrowymi jak rydze. Tym razem była także podróż z Piratami i Dingo na Tasmanię i stąd dzisiejsza porcja zdjęć. Było słonecznie, beztrosko, choć Dingo musiał mi usunąć szwy z ucha, kolorowo, "niedozapomnienia". No i była "wyjazdowa lista" z Sydney. Dyrektor Trójki powiedział, że mogę lecieć na koniec świata nawet na 6 tygodni, jeśli poprowadzę stamtąd listę. Zgodziłem się, wiedząc, że to jest niewykonalne. A jednak się udało. 1310 wydanie Listy Trójki prowadziłem z Sydney, z widokiem na dwie ikony tego miasta Harbour Bridge i Opera House. To było 9 marca. 5 dni wcześniej zmarł Tadeusz Nalepa. Miał tylko 64 lata.
31 marca w Studiu imienia Agnieszki Osieckiej zapowiadałem koncert Anjani z udziałem Leonarda Cohena. To na 45 urodziny Trójki (1 kwietnia). 17 kwietnia była premiera książki "Lista Przebojów Trójki" (skończyłem ją pisać jakoś tuż przed wylotem do Australii). 24 kwietnia Lista Trójki skończyła 25 lat. Tego dnia w kioskach ukazała się ostatnia płyta z kolekcji 25 lecia Listy. To był sukces. Nie znam oficjalnych wyników sprzedaży (tajemnica handlowa wydawcy...), ale musiały być tego ze 3 miliony sztuk, jeśli pierwsze roczniki poszły w nakładach po kilkaset tysięcy. Weekend majowy spędziłem prawie tradycyjnie w Szklarskiej Porębie, Jakuszycach, Piechowicach i... Mlądzu, bo tam mam kawałek ziemi na budowę domu. Piękny kawałek z "widokiem za milion dolarów" na Góry Izerskie. A miałem nigdy nie budować domu... Słaba silna wola. Tak, to był rok wielu ważnych decyzji. 07.07.07 Live Earth. Niemożliwe stało się możliwe. Police & Sting, Waters i Gilmour znowu jako Pink Floyd. Alina pobierała się z Arjenem w dzień koncertu Live Aid 13 lipca 1985 roku. Syn Aliny i Karola (pierwszy mąż) - Wojtek ożenił się z Olą w dzień Live Earth. Przypadek? Są tacy, którzy wierzą, że nie ma przypadków. Ja jestem pewien, że są. Może dlatego, że przypadki decydują o moim życiu. 8 lipca na koniec Markomanii zagrałem "Goodbye" Fleetwood Mac. Audycję realizowała Zosia Kruszewska, najlepszy realizator w historii Polskiego Radia (sorry Baśka, pogadamy, jak się spotkamy w piekle!). Zosia bardzo nie chciała, żebym odchodził z Trójki. Chyba nigdy mi tego nie wybaczy...
13 lipca Lista z Mucznego w Bieszczadach. Już wiedziałem, że odchodzę z Trójki. Chyba dlatego zdecydowałem się na dwie wyjazdowe listy z rzędu. Wiem, że to zabija audycję, nie da się jej zrobić atrakcyjnie dla tych którzy przy radiu i tych, którzy na żywo. Znaczy tak myślę... Muczne - cudowne miejsce i wspaniali ludzie - Pawlaki. Na pewno jeszcze tam kiedyś wrócę. 20 lipca - moja przedostatnia Lista. Tym razem w Szklarskiej Porębie. Stamtąd wyjazdowe notowania były wszak najczęściej. To chyba też przypadek. Kto by pomyślał, że tam znajdę jedno ze "swoich miejsc". Hotel "Las" w Piechowicach (Irena i Gienek - dzięki!!!), Jakuszyce, znaczy Bieg Piastów Juliana Gozdowskiego, ale także setki wspaniałych pieszych wycieczek (dzięki Julian!). W Szklarskiej pierwszy raz dosiadłem konia (biedny Czarci Jar), a to dzięki Baśce i Tadziowi. Nie byłoby Trójki w tamtym rejonie, gdyby nie Grażka. To jej miłość do tego programu pokonuje przeszkody i daje Trójce wspaniałą tam słuchalność. Grażka, dzięki (uściski dla męża Grażki - Krzysia). Sentymentalnie się zrobiło... 27 lipca moje ostatnie notowanie. Tonacja tego dnia trwała 27 minut, może dobrze, że tylko tyle. Podczas Listy wizyta Ambasadora Australii. W Markomanii piosenki "Goodbye", finał konkursu z wyjazdem do Australii (jak wiadomo Jacek poleciał...). W poniedziałek podpisałem kontrakt na nową robotę i złożyłem podanie o zwolnienie z pracy. We wtorek 31 lipca o 11.30 nie było łatwo. Głosy nam drżały... Piotr Baron był dzielny (dzięki Piotrek!). Lionel Richie zaśpiewał "it's not easy to say GOODBYE" i tyle tego było. Nie było łatwo. Bolało... Po 25 latach zmieniłem pracę. A co było dalej? Wreszcie miałem czas, żeby odwiedzić Alinę i Czesia w Lipiu, zadbać o kondycję w Gymnasionie, w Kowarach. Znowu Szklarska, a 15 października poleciałem do Australii. I zacząłem pisać dziennik...

SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester
SylwesterSylwesterSylwesterSylwester

Pozostałe wpisy
» Prawie nie ma takich miejsc... (2024-03-28, 19:54)
» Dziękuję... (2024-03-26, 19:54)
» 24 Marka... (2024-03-23, 19:54)
» Cape Forestier... (2024-03-19, 19:54)
» Coś konkretnego... (2024-03-16, 19:54)
» Błędnik... (2024-03-14, 19:54)
» Frozen... (2024-03-07, 19:54)
» Rojst... (2024-03-05, 19:54)
» Koń jaki jest... (2024-03-02, 19:54)
» Kwiat czerwony... (2024-02-29, 19:54)
Marek Niedźwiecki RSS Feed

Ten blog to wyraz moich osobistych poglądów. MN