Marek Niedźwiecki

Ella Fitzgerald była najlepszą wokalistką świata. I to się nie zmieniło. Jest ciągle jedyna... Kiedy w sobotę 16 czerwca 1996 roku odeszła, wiedziałem, że to był koniec "tamtego świata". Kiedy radio podało wiadomość o Jej śmierci, włączyłem płytę i było mi źle. Dlaczego o tym wspominam dziś? Bo cuda się jednak zdarzają. Właśnie wyszły płyty z Jej koncertami sprzed 50 lat...

Niby nic takiego, a jednak działa. Słucham tych 4 godzin koncertów z klubu Crescendo w Hollywood. To było w maju 1961 roku. Ja miałem 7 lat. Ella 44. Była w życiowej formie. "Twelve Nights In Hollywood" to nie tylko podróż sentymentalna. To przede wszystkim dowód na to, że była wielką, wspaniałą artystką, pieśniarką, osobowością. Młodzi powinni tego posłuchać. Tak się śpiewało 50 lat temu i to brzmi tak, jakby koncert odbył się wczoraj. Cudo...
Polecam, bo te płyty są do kupienia także w naszych sklepach.
Wiosna przyjdzie i tak. Na rynku płytowym "same dobre wiadomości". Kate Bush... Tak po prostu będzie nowy album. Już w maju. "Director's Cut" zapowiada już na singlu piosenka "Deeper Understanding". Niby nic nowego, a jednak... Alison Krauss, Paul Simon. Proszę słuchać Markomanii w sobotę. No i Barry Manilow. Po serii albumów z piosenkami innych twórców nagrywa "nowe". Płytę "15 Minutes" zapowiada na singlu "Bring On Tomorrow". Chyba warto było czekać na wiosnę 2011...
Zdjęcia. A do tego wszystkiego zapraszam na wycieczkę na Nową Zelandię. Grudzień 2004. Tsunami zniszczyło nie tylko Tajlandię, a my w Kaikoura świętowaliśmy nadejście Nowego Roku. O niczym nie wiedząc. Takie życie... I jakie kolory?