Marek Niedźwiecki

Piątek. Tygodnia koniec i początek... weekendu. Ja to w zasadzie w tych dniach mam same soboty i niedziele. I chyba dlatego cały dzień mi się wydawało, że dziś sobota. Miałem nie pisać, ale Jola i Ewa podesłały mi takie zdjęcia, że nie ma co z nimi czekać. Jola z Vancouver, a Ewa z Sylwestrem z krótkich wakacji "walentynkowych" w Szklarskiej Porębie i okolicach.

Tak, trzeba mieć szczęście, żeby na trasie ze schroniska na Szrenicy do Śnieżnych Kotłów znaleźć się takiego dnia, prawda? Zjawiskowe widoki… Czy za tydzień też tam może tak być? Bardzo proszę Panie Doctorze. I żeby było wystarczająco dużo śniegu na Bieg Piastów. To za następny tydzień…
A w Vancouver i Whistler na igrzyskach olimpijskich dziś kolejna szansa Pani Justyny, jutro Pana Adama. Pewnie, ze trzymam kciuki. Jak cała Polska. Najbardziej nas radują i wzruszają sukcesy naszych, ale emocje są niezwykłe nawet wtedy, gdy nasi nie startują. Dlatego tak lubię te dni i noce przed telewizorem. Kiedy jedzie Pani Vonn, to mogę to oglądać nawet wiele razy. To trochę jak uzależnienie. Wcale mi to nie przeszkadza. Już dawno nie oglądałem tylu transmisji z łyżwiarstwa figurowego. Kiedyś to się odcinało! Była jedna telewizja i cała Polska oglądała Opole, Sopot, „Kabarecik Olgi Lipińskiej” albo „Thrillera” Michaela Jacksona w „Jarmarku”. Fajnie było. A teraz „57 Channels And Nothing On”. Chyba, że właśnie mamy igrzyska olimpijskie. Miłego oglądania…
p.s. Joli oraz Ewie & Sylwestrowi dziękuję za dzisiejszy foto album.