Bungle Bungle

Marek | Blog Marka | 2009-07-28, 08:19

Jest wtorek, 28 lipca 2009.
Koniec mojej przygody w Kimberley. Katherine odwiozła mnie z Emma Goerge Resort do Kununura samochodem. Najpierw Gibb River Road, a potem Great Northern Highway. Stąd dziś po południu lecę przez Darwin do Melbourne. Powrót do nowoczesności. Te ostatnie dni w skrócie wyglądały tak:
Czwartek 23 lipca. Łodzią po Ord River od Lake Argyle do Lake Kununura. Niezwykle piękny zachód słońca...

(Dalej…)

Kununurra

Marek | Blog Marka | 2009-07-23, 08:16

wtorek, środa, czwartek 21-23 lipca 2009
Przedwczoraj i dziś. Depresyjne miejsce i gorąco jak diabli. Ponad 30 stopni zima, znaczy w porze suchej. 47 % mieszkańców miasteczka to Aborygeni. Nie mam nic przeciw nim, ale chyba się ich trochę boję. Zobaczyć takie twarze po zmroku? Nie polecam...
Wczoraj za to raj na ziemi, czyli Mitchell Plateau z jednym z najpiękniejszych wodospadów jakie widziałem. Wyprawa do nich trwała jakieś 3 godziny. Same piękne widoki po drodze. Ponad 35 stopni, bo szliśmy od 10 do 13. To był jeden z niewielu dni w moim życiu, jeśli nie jedyny, kiedy wypiłem ze 3 litry wody. Woda jest pyszna! I dobra dla ciebie...

(Dalej…)

Deszcz

Marek | Blog Marka | 2009-07-21, 08:17

wtorek, 21 lipca 2009
W porze suchej tutaj to rzadkość. Niebo było wczoraj przed zachodem słońca zjawiskowe. Dawało wiele szans moim oczom i aparacikowi. Poszedłem w drugą stronę Cable Beach. Tam gdzie jeżdżą 4x4 i chodzą wielbłądy. Znaczy można się na nich przejechać w zachodzącym słońcu. Na to akurat nie miałem ochoty, ale ładnie się ustawiają do zdjęć. Myśli się kłębią w głowie, kiedy się obcuje z takimi miejscami. O życiu, o człowieku, przyrodzie, słabościach i mocy. Tylku nas na świecie, każdy ma swój mały świat i stara się go jakoś zorganizować.

(Dalej…)

Broome

Marek | Blog Marka | 2009-07-20, 11:04

niedziela, poniedziałek 19 - 20 lipca 2009
No to mam prawdziwy lipiec. Dziś jest tutaj 29 stopni, słońce świeci jak szalone, wiatr wieje, nie ma dużej wilgotności, da się żyć! Przerzut z Hobart do Broome, to znaczyło obudzić się o 4.30. Lot z Hobart do Melbourne półtorej godziny. Tam chwila z Anka i Edkiem, oddałem jednak laptoka, kurtkę, cieple ciuchy... Lot z Melbourne do Broome to 4 i pół godziny. Cofam zegar o 2 godziny. Tutaj środek sezonu! Jak u nas w Sopocie i Zakopanem razem wziętych. Od razu w autobusie z lotniska zostawiłem przez zapomnienie polarek z Bryanem Adamesm "On A Day Like Today". Pani w hotelu powiedziała, że Pan Kierowca odwiezie, ale czy on mi tutaj potrzebny?

(Dalej…)

Cradle Mountain

Marek | Blog Marka | 2009-07-18, 09:51

środa, czwartek, piątek, sobota 15 - 18 lipca 2009
Wylosować trzy takie dni… Bezcenne! Nie dość, że prawie nie było zimy, a wszyscy przestrzegali, że zmarzniemy jak psi, to na dodatek pogoda była jak na zamówienie. Na 365 dni w Cradle Mountain 300 dni pada. Albo deszcz albo śnieg. Tym razem nas oszczędziło. I mocno nagrodziło. Na środę zaplanowaliśmy, znaczy Gunia, nasza „przodowniczka – przewodniczka” zaplanowała, trudny spacer na trasie Overland Track. To takie przejście z Cradle Mountain do Lake St.Clair. Sześć dni marszu w niespecjalnie łatwych warunkach. Myśmy zrobili tylko ten pierwszy dzień. Ponoć najbardziej spektakularny, jeśli chodzi o widoki… Ale było!

(Dalej…)

Champagne Falls

Marek | Blog Marka | 2009-07-17, 11:37

wtorek, 14 lipca 2009
Jesteśmy w Lemonthyme Lodge, jakieś 4 godziny od Hobart. W środku buszu. 8 kilometrów od drogi prowadzącej do Parku Narodowego Cradle Mountain. Piękne miejsce. Drewniane domki. Wygodne. Bez radia, TV, zasięgu telefonów i internetu… Stąd to spóźnienie w dzienniku. Także trochę przez Kicię, bo ciągle mnie zagaduje i nie mam czasu usiąść do komputera. Na śniadanie Eggs Benedict. Pycha, ale pewnie za dużo cholesterolu. Kto by się tym przejmował w wakacje.

(Dalej…)

Mt.Wellington we mgle…

Marek | Blog Marka | 2009-07-12, 10:14

niedziela, 12 lipca 2009
Wczoraj byłem na Salamanca Market, potem w porcie, ale było szaro i zdjęcia może mało atrakcyjne. Dziś rano pojechaliśmy na Mount Wellington. To jest góra, którą widać na prawie wszystkich pocztówkach z Hobart. A za to z góry jest piękny widok na miasto. No ale nie dziś. Była piękna mgła i deszcz. Widoczność prawie żadna, ale zdjęcia w tych warunkach zrobione – niepowtarzalne. Było zimno. Wreszcie wiem, że tutaj jest zima. Przydały się rękawiczki i czapka. A to dopiero wstęp do prawdziwej zimy. Jutro jedziemy do Parku Narodowego Cradle Mountian. Pięknie wyglądał latem, jaki będzie zimą? Pewnie w śniegu…

(Dalej…)

Dzień na Bruny Island…

Marek | Blog Marka | 2009-07-10, 19:23

piątek, 10 lipca 2009
Pięknie i zimno, jak diabli. Nawet jeśli nie było poniżej zera, to wiatr zrobił swoje. Na wyspę płynie się promem. Nasz był o 11.05. Na wyspie mieszka coraz więcej ludzi, ale to raczej wyspa wakacyjna. Kiedyś byłem tutaj z Gunią, ale było lato i płynęliśmy wokół wyspy statkiem. Z jakim Tadkiem? Tadek akurat jest w Polsce. Tym razem wycieczka z Pirackim. Objechaliśmy wyspę dookoła. Za każdym zakrętem sesja zdjęciowa. Baterii wystarczyło, karty na zdjęcia też. Strzeliłem ze 300 razy. Trzeba robić zapasy na zimę.

(Dalej…)

Hobart, stolica Tasmanii…

Marek | Blog Marka | 2009-07-09, 15:25

czwartek, 9 lipca 2009
Wakacje, słodkie wakacje. W środku ichniej zimy. Ale jaka to zima? Proszę popatrzeć na zdjęcia. Jest pięknie, po prostu pięknie. Spałem długo i chłodno, bo za oknem było około zera. W dzień temperatura dochodziła pewnie nawet do 20 stopni w słońcu. Pojechaliśmy z Piratami na lunch do Peppermint Bay. Ja ciągle jem rybę i bardzo mi smakuje. Trevalla albo coś podobnego. Białe mięso, bez ości i nie pachnie zbytnio rybą. Tak lubię… Do ryby kieliszek Sauvignon Blanc. Cudownie pasuje. No i sesje zdjęć po drodze.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Sydney, czyli czasem słońce, czasem deszcz…

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-08, 15:52

środa, 8 lipca, godz. 17.00, na lotnisku w Sydney
Obudziłem się później niż zwykle. To był tydzień! Nigdy go nie zapomnę. Bardzo, bardzo intensywny. To widać na zdjęciach… Dziś pogoda pozwoliła mi zobaczyć Sydney jeszcze inaczej. I w słońcu, i w deszczu jednego dnia. Było jak zwykle pięknie. Ale i z przygodami. Remik odebrał mnie z hotelu jakoś tuż po 11. Szybki transfer do niego. Prawie pod domem, tuż przy targu rybnym, drogę zajechał nam „BARDZO DUŻY SAMOCHÓD”. W zasadzie taka laweta z kupą żelaza. Wymusił, potrącił, zniszczył nowy prawie samochód.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Sydney zimą…

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-07, 15:14

wtorek, 7 lipca 2009
Długi dzień. To był długi dzień. Niezapomniany… Pobudka o 5 w nocy, bo w Adelajdzie wtedy jeszcze była noc. Tego akurat nie lubię. Transfer na lotnisko bez problemu. Puste miasto. Adelajda jest ponoć na 4 miejscu tych miejsc, w których żyje się najłatwiej, najprzyjemniej… Może trzeba by o tym pomyśleć? Znajomi z Melbourne mówią, że to wiocha, ale wiocha jest miła i już. Lot do Sydney to 2 godziny. I już tutaj jestem! Prawie jak u siebie. 11 razy w ostatnich 15 latach. Kiedy robiłem dziś pierwsze zdjęcia gmachu Opery, byłem trochę wzruszony. Trochę, bo na więcej nie było czasu.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Ikony Kangaroo Island albo dzień drugi…

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-06, 15:10

poniedziałek, 6 lipca 2009
Po 10 godzinach snu trzeba wreszcie zjeść śniadanie. Jajecznica z tostem z chleba, który upiekł Peter, owoce z jogurtem regionalnym, wiem, wszystko się kłóci! Herbata… Aż za dużo. Ale przede mną długi dzień… Będzie bez deszczu. Brenda jest punktualnie o 9. Strzelam kilka zdjęć wokół domu. Jedziemy najpierw do „Eucalyptus Destilery”. Olej eukaliptusowy jest bardzo pożyteczny i pięknie pachnie. To mi wystarcza. Po drodze kawa, herbata, ciasto… pycha zresztą, ale najważniejsze dziś to dotrzeć do Remarkable Rocks. I żeby właśnie wtedy świeciło tam słońce.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Kangaroo Island, wyspa zielona…

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-05, 14:24

niedziela, 5 lipca 2009
Spałem źle, ale to może do trzech nocy sztuka? Samolot z Adelajdy do Kingscote na Kangaroo Island o 9.25. Niedziela… Panie Marku, a gdzie sobotnia „lista przebojów”? Jakoś zapomniałem. Czy to jest doby wykręt? Chyba tak… Niedziela, znaczy Adelajda pusta. Zwłaszcza rano. Zamiast pół godziny na lotnisko jadę 10 minut. Pan ma w samochodzie temperaturę 27.5 stopnia. A na zewnątrz takie przyjemne 11 stopni… Znowu bez śniadania. Na lotnisku bułka „gezond”, znaczy bez mięsa. Latte jak zwykle za zimna. Taka karma… A potem już wszystko o czasie. Start, lądowanie, na lotnisku Sean, który od razu robi mi zdjęcia.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Zima w Australii…

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-04, 13:28

sobota bez radia, 4 lipca 2009
Noc w Jacob’s Creek Cottage chyba trochę niespokojna. Było zbyt cicho (zawsze coś!)… A za oknem emu, kangury i może jeszcze jakieś zwierzęta? Rano się z nimi zakolegowałem, co widać na zdjęciach. Trzeci dzień z rzędu nie zjadłem śniadania. Może tak już mi zostanie. To nie tylko brak czasu, ale także jednak niechęć do jedzenia śniadania po północy naszego czasu. Sobota, a więc dziś na początek targ produktów lokalnych. Jednak zgłodniałem, więc próbowałem. Wyroby mięsne, warzywa, miodek, powidła, chutney… Potem kawa i w drogę po Barossa Valley. Z Jamesem.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Beautiful Barossa Valley...

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-03, 11:49

piątek, 3 lipca 2009
Padłem wczoraj o 22. Zasnąłem tuż potem, obudziło mnie tuż potem. O 1 w nocy już mogłem wstawać. Ale po co? Przemęczyłem się trochę i znów zasnąłem. Gdyby nie Gunia, która o 8 zadzwoniła do mnie z Hobart, to bym przespał i przegapił ten dzień. A to był dzień! Nie było czasu na śniadanie, zresztą, tuż po północy naszego czasu na razie nie miewam apetytu. James czekał na mnie w lobby hotelu o 9. Oni widać tutaj są bardzo punktualni. Pojechaliśmy z Adelajdy do Barossa Valley. Jakieś 90 minut jazdy samochodem. Na tutejsze odległości to jedna chwila.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Adelajda

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-02, 16:33

czwartek, 2 lipca 2009
Cuda się jednak zdarzają. Jakoś tak pod koniec ubiegłego roku, kiedy już wiadomo było, że na ekrany także naszych kin miała wejść „Australia”, kupiłem wino Jacob’s Creek z takimi kapelusikami. Na kartoniku było napisane, żeby wejść na odpowiednią stronę w internecie. Wszedłem i wziąłem udział w dwustopniowym konkursie dotyczącym wina. Tak dla sportu, bo przecież wiedziałem, że nie mogę wygrać wycieczki do Australii. Kilkanaście tygodni później zadzwonił telefon. Miła Pani powiedziała: „dzwonię do Pana w imieniu marki Jacob’s Creek”.

(Dalej…)

Australia z Jacob's Creek
Samoloty

Marek | Australia z Jacob's Creek | 2009-07-01, 15:01

wtorek, 30 czerwca 2009, późny wieczór
Frankfurt nad Menem. Myślimy, że jesteśmy w Europie. Nie jesteśmy. Oni są. Wsiadanie do samolotu w Warszawie to wioska. Niestety wioska. A village! Wstyd jak beret. Nie musze wyjaśniać o co chodzi tym, którzy latają. Tym, którzy dopiero wylecą, nie chce psuć pierwszego wrażenia. Smoothne, ale prawdziwe. Świat jest mały. W samolocie z Warszawy do Frankfurtu spotkałem Gosię Dobrowolską. Nie pamiętacie? „Silver City”. Pani Gosia wraca do domu, czyli do Sydney. Lecimy z Frankfurtu do Singapuru, ale innymi samolotami. Powiedziała, że uwielbia długie loty, a kiedy jest w Polsce kupuje tylko wino Jacob’s Creek.

(Dalej…)

Marek Niedźwiecki RSS Feed

Ten blog to wyraz moich osobistych poglądów. MN