Marek Niedźwiecki

Tydzień temu byłem na koncercie Davida Fostera. Za tydzień niedziela w Warszawie. A dziś jeszcze Denver, Colorado. I znowu świeci słońce. Gorące, lato... I jakoś dobrze mi. Z kraju dobre wiadomości o naszych lekkoatletach. Brawo nasi! Na śniadanie jajki. No przecież jest niedziela. A grzyby? Tym razem grzyby nie urosły. Susza, jak na całym świecie. A jeszcze rok temu? Pewnie kiedyś pokażę jak było. A dziś jesteśmy nad sztucznym jeziorem. Gross Reservoir. Woda dla miasta Denver. Ale można kajakować. Towarzystwo to robi, a ja muszę podgonić robotę na blogu. Kolejne piękne miejsce w Colorado. Trochę jak Argyle Lake w Australii, trochę jak Hoover Dam. Wielka tama... Mam nadzieję, że dziś nie będą spuszczali wody, bo znajomi na kajakach. Kaziu wędkuje. A ja w cieniu wielkiej choinki. Słońce świeci, wieje wiatr, woda gazowana robi dobrze... Lubię testować kuchnie świata. Miałem ochotę na koreańskie. Zamówiliśmy danie najpopularniejsze. Zupa z makaronem, dużo warzyw, trochę wieprzowiny i drobiazgi owoców morza. Na przegryzkę „mała pani” przyniosła coś w rodzaju plasterków białej rzodkiewki na słodko i ostro. Pycha... Po kilku minutach danie było gotowe. Dostaliśmy z kolegą Robertem dwie miednice z zupą. Tak ze 20 litrów każda. Makaronu ze 4 kilogramy na głowę. Jak to można zjeść? Nie można... W smaku było pyszne, ale ilość nie na moje możliwości. Wypiłem trochę zupy, podjadłem makaronu, drobiazgi owoców morza mnie nie interesują, ale smaku dodają... Następnego dnia lecieliśmy do Denver, nie było sensu zabierać reszty dania, bo kiedy je zjeść? No i się zmarnowało. A tyle głodu na ziemi...
Na zdjęcia na razie nie mam czasu, ale będzie co pokazywać. Na tym jednym stoję na dachu Rocky Mountains. W kurtce, bo tam wysoko jednak chłodniej. Trochę jakby przyszła już jesień. Czasu przelewanie...

TOP 30 (sobota, 11 sierpnia 2018)