Słońce budzi się już później, dzień jest krótszy. Ostatniej nocy temperatura spadła w kraju nawet do 3 stopni, a na Kasprowym było zero. "Jesień idzie, nie ma na to rady". Mnie to nie przeszkadza, będę tym chętniej wspominał amerykańskie lato. Dziś w galerii gejzery z Mammoth Hot Spring. Jedno z najbardziej niezwykłych miejsc jakie widziałem. Nowa porcja zdjęć jest także pod hasłem Josephine Lake. Moja lista przebojów już na bieżąco...
(Dalej…)
... ale w domu najlepiej. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Oj, to prawda. Leciałem na skrzydłach "lufy". Bardzo pozytywnie. Samolot z Chicago o 14.10. Miał lecieć do Monachium 8 godzin, ale wyrobił się w 7 i pół. Zawsze coś... Przysnąłem w letargu ze dwie godziny. Krótka noc, bo jak się obudziłem były dwie godziny do lądowania. Spacerkiem na lotnisku do G81. Ciekawe, że loty do Warszawy są zawsze z najdalszego zakątka lotniska.
(Dalej…)
Dolecieliśmy wczoraj około 21, w domu około 22. To prawie akurat na program Jaya Leno. Odkąd przylatuje tutaj, to on ma swój codzienny show. Nie pamiętam Johnny Carsona, Jay nastał po nim. Kilkanaście lat minęło i słyszę, że to może być jego ostatni sezon na antenie telewizyjnej. Pewnie ma kilkanaście milionów na koncie, to nie dziwota, że ma ochotę na odpoczynek...
(Dalej…)
Prawie wszędzie są takie same. Większe albo mniejsze. Nie przepadam ostatnio za lataniem, ale na lotnisku czuje się bezpiecznie. Nie tylko dlatego, że przy przejściu do odlotów trzeba zdjąć pasek od spodni i buty. No trudno... Takie wymogi bezpieczeństwa. Trochę przesadzają, bo nie wolno zabierać na przykład małych nożyczek, a do jedzenia podają metalowe sztućce. Ale to na lotach międzynarodowych...
(Dalej…)
Czy ktoś jeszcze je wysyła? Ja kiedyś wysyłałem po 10 - 20 z każdej wyprawy. Tym razem wysłałem tylko dwie. Do tych, którzy na nie czekają. Poczta przynosi nam ostatnio chyba jednak tylko rachunki i wiadomości o stanie konta. Ja tak mam... W okolicach świąt pojawiają się okazjonalne życzenia, ale listy? Te przychodzą już prawie wyłącznie pocztą elektroniczną.
(Dalej…)
To był jeden z najbardziej intensywnych dni. Wyszliśmy z hotelu o 8.15. Wróciliśmy do Whitefish tuż po 22. Po zbyt obfitym posiłku we włoskiej restauracji. No ale po całym dniu w górach i samochodzie? Każdy z nas mógł zjeść "konia z kopytami". No może poza Edytą, bo ona jest "koniara" i raczej by konia nie zjadła. Żeby popłynąć statkiem po Josephine Lake trzeba było rano dojechać chyba ze 100 kilometrów. Wydawało nam się, że zdążymy na statek o 11.
(Dalej…)
Ciągle pada... Nie padało tutaj od początku lipca, więc lokalni się cieszą. My trochę mniej. Ale tylko trochę. Rano pycha bajgle na śniadanie, mój z jajkiem i avocado. Nie wiem, czy to się kłóci, ale kiedy u mnie śniadanie, to u Was już prawie wieczór. Jakoś muszę sobie z tym radzić.
(Dalej…)
Montana, znaczy deszcz. Przynajmniej na razie. Gunia pisze z Sydney (tam ciągle zima), żebym nie kaprysił, tylko robił zdjęcia w deszczu. Mogą być najpiękniejsze. Ma racje. Na Florydzie huragany, w Pekinie leje jak z cebra. Tutaj jest nadal pięknie, choć wczoraj cały dzień między deszczami. Po śniadaniu pojechaliśmy do rezerwatu Indian...
(Dalej…)
Ale to był dzień! A nawet dwa dni. W poniedziałek opuściliśmy Jackson Hole w Wyoming. Cały dzień spędziliśmy w Yellowstone Park, nocleg w Bozeman. Po całym dniu na powietrzu i w gorączce marzyłem tylko o białym piwie z cytryną. Best Western akurat miał to w ofercie. Bozeman to już Montana. Montana, znaczy góry. Czwarty największy stan w Ameryce.
(Dalej…)
Na śniadanie jajecznica. W końcu niedziela. Nigdzie nam się nie spieszy. Dzień odpoczywania. Wakacje. Gondola wywiozła nas z 1924 metrów na wysokość 2772. Cudo... Słońce, dobre piwo, wiaterek, czego trzeba więcej? Posiedzenia z pół godziny, albo i godziny. Piękny widok na Rendezvous Mountain (3185). Upal, a na stoku śnieg. Jak to w wysokich górach.
(Dalej…)
Grand Teton National Park. Te góry są młode, mają 8 milionów lat. Ale za to wysokie, prawie 4000 metrów. Mieszkamy tutaj w Teton Village na wysokości 2000 metrów. Czuje to w uszach, ale śpi się świetnie. Ostatniej nocy organizm zażądał 9 godzin snu. No to się nie opierałem. Cały dzień na powietrzu robi swoje. Jest cudnie...
(Dalej…)
Choć w zasadzie znów jestem tutaj najbliżej piekła. Jak kiedyś wcześniej w Nowej Zelandii. Jest cudownie, niesamowicie, kolorowo, słonecznie... No pięknie! Wychodzimy około 10 rano, wracamy około 22. Padamy jak dwie dychy. Znaczy jak pięć dych, bo nasza grupa to piątka. Alina, Aneta, Robert (Chicago), Edyta (Szklarska Poręba) i ja (na razie jeszcze Warszawa)...
(Dalej…)
To był długi dzień i jak widać skończył się rankiem dnia następnego. Już piątek... Wczoraj rano wystartowaliśmy z O'Hare w Chicago do Salt Lake City w Utah. Lot trwał jednak krócej, niż pisałem. Trzy godziny. Na lotnisku wynajęliśmy samochód i przejechaliśmy prawie 300 mil do Jackson. To już w pobliżu Yellowstone Park. Jazda była piękna, bo widoki po drodze takie, że dech zapiera...
(Dalej…)
Wygląda na to, że będę pisał rankami. Znaczy u Was już popołudniami. Jest minus 7, kiedy u nas 7 rano, w Polsce 14. Kiedy ktoś mi mówi, że nie podoba mu się Chicago pytam, czy był w Downtown. To centralna dzielnica miasta. Piękna i nowoczesna. "Z dostępem do morza", znaczy widokiem na jezioro. Jedno z największych na świecie. Wygląda jak ocean.
(Dalej…)
Jestem w Chicago. Nie będę pisał o locie. I o tym, że nie jestem za bezstresowym wychowywaniem dzieci. I o tym, że pół samolotu miało noże w oczach, bo w naszej sekcji leciała francuska rodzina z 3 małych szkrabów. Jakieś 5, 3 i roczek. Wszystko egzekwowały krzykiem. Krzyk dziecka. Wszędzie tak, ale niekoniecznie w samolocie....
(Dalej…)
Nie umiem odmawiać i stąd to wszystko. Żanetta z "Naszego Radia" w Sieradzu namówiła mnie na wywiad, który chciała przeprowadzić w "moim mieście". Zresztą może potrzebna mi była tylko taka wymówka? Ciągle śni mi się Szadek i dom rodzinny. Taki, jakim był kiedyś... Żywy i pełen ludzi. W poniedziałek lecę do Chicago, więc ta środa, to była ostatnia szansa na tę podróż i nagranie jeszcze przed wylotem. Udało się...
(Dalej…)
Trzeba się rozwijać, ciągle mieć dla Was coś nowego. No to mamy rozmowę z Basią. Po prawej stronie w "audio". Oj, już zaraz chyba będzie i "video", może zaczniemy od relacji ze skoku na bungy? Następnym razem... Na razie cieszmy się Basią. Była w moim radiu 17 lipca. Cudowna, roześmiana, pozytywna, radosna... Posłuchajcie. Tu obok zdjęcie portretu Basi, który wisi w moim radiowym pokoju. To reprodukcja okładki "The Sweetest Illusion". Portret Basi namalowała Halina Tymusz.
(Dalej…)
Chyba z wykrzyknikiem, a nie znakiem zapytania. Marcelowi dziękuję za tytuł i inspirację. Smog w Pekinie inspiruje... Mam dużo takich zdjęć nieoczywistych, których prawie nigdy jeszcze nie pokazywałem. Dziś jest okazja. Polska i Australia. Zima i lato, znaczy zima, bo jak u nas zima, to u nich lato. Mało skomplikowane. Po prostu downunder. Do góry nogami. Tytuł jest dwuznaczny, bo latem w naszej telewizji prawie nic nowego, znaczy niczego nie widać. Prawie...
(Dalej…)
Znaczy znowu wspomnienia? No trochę tak, ale tylko trochę. Jest parno, duszno, burze nie przynoszą odświeżenia powietrza. Leje na Czerskiej jak z cebra, a na Orzyckiej sucho jak na Saharze. No nie jest normalnie i już! Znaczy kiedyś było normalnie, a teraz "normalnie" znaczy tak jak jest. I musimy do tego przywyknąć. Nic to, znaleźli wodę na Marsie! Jest przyszłość dla następnych pokoleń. My jakoś tutaj na ziemi musimy sobie radzić.
(Dalej…)