Jak oni to robią w Ameryce, że zawsze im to wychodzi? Oglądałem w nocy galę oscarową. Krytycy krytykują, że było nudno (jak zwykle), a mnie się podobało (jak zwykle). Nie mówię o przyznanych nagrodach. Myślę raczej o perfekcji widowiska. Kiedy włączam telewizor na nasze imprezy tego typu (coraz rzadziej włączam), zwykle zaraz wyłączam, bo się wstydzę. No tak już mam...
(Dalej…)
Wystarczyło zagrać Peeping Toma (CCafe) i Laimę (SJCafe), żeby wspomnienia powróciły. No tak, ale nie wolno żyć tylko wspomnieniami. Do przodu! Za tydzień będę na Biegu Piastów w Jakuszycach. Który to już raz? Nie liczę... Lubię grać w soboty. Radio jest wtedy jakieś takie "trochę inne". Moje, choć gram tylko dwie godziny. Staram się tak je poukładać, żeby były miłą całością. A jak to wychodzi?
(Dalej…)
Trzy kropki są pretensjonalne. Nic na to nie poradzę. Jakoś tak przyzwyczaiłem się i muszę. Ale będę się starał. Będę się ograniczał. Christchurch tym razem poległo. Byłem w tamtej katedrze. Myślałem wyznania najcichsze. Tak po prostu. Zawsze będę o tym pamiętał. Wygląda na to, że ziemia daje nam znaki. Niezbyt dla nas pomyślne. Zawsze mogę się mylić. Z gór w góry. Zdjęcia z King's Canyon. Żeby było miło...
(Dalej…)
Trzeba mieć pecha, żeby "wylosować" w Szklarskiej Porębie dwa takie dni bez słońca. Trzeba mieć szczęście, żeby trafić na taka właśnie pogodę. Mgła, mgła, mgła. Zimno, jak diabli. Wilgotność powietrza obniżała temperaturę, jak nic! 7 godzin jazdy tam. We czwartek od południa. W piątek od rana Sasza, a potem robota. Elpetrójka spod wyciągu na Szrenicę. Trzy godziny, jak z innego czasu. Czarno białe.
(Dalej…)
Przedmieście Melbourne. Miasto w mieście. Dwadzieścia kilka kilometrów do City. Ale miasto można zobaczyć, jeśli widoczność taka, jak wtedy, gdy robiłem zdjęcia. Te DUŻE domy, to Melbourne Skyline. Ale poza tym to dziś spotkania z przyrodą, a raczej "mamy dla Was kwiaty". Te najpiękniejsze, to kwitnące eukaliptusy. W tym roku, jak nigdy wcześniej. Dużo deszczu -piękne kwiaty...
(Dalej…)
... serce zgubiłem pod miedzą. Wiem, to było o Antonim, ale dziś akurat Walentego! Kiedyś tego dnia zabierałem do radia "Be My Valentine", "Valentine Heart", albo (jeszcze dawniej) "My Funny Valentine". Dziś jakoś nie miałem potrzeby/ochoty/odwagi, żeby je zagrać. Czasy się zmieniają. Ja też. Za to po audycji pojechałem do fryzjera. Pani na mój widok powiedziała: dawno Pana u nas nie było...
(Dalej…)
Słońce zachodzi i wschodzi. Takie to niby normalne i codzienne. A jednak zachwycają nas te wschody i zachody. Z moich 3 razy pod górą wynika, że zachody tutaj są piękniejsze, bardziej spektakularne. Poza tym na wschód trzeba wstać o 4 w nocy, a kto to lubi? Ja nie. Nawet w wakacje. No, ale jak mus to mus. Powstało się i fotografowało. Dziś mała powtórka na nieco większych zdjęciach. Znaczy więcej słońca!
(Dalej…)
Trzy, może nawet cztery dni. W styczniu, czyli latem. W kurorcie. Pięknie położone miejsce. Nad wodą i na skałach. 265 kilometrów od Melbourne. Autostradą 3 godziny jazdy. W drodze powrotnej Great Ocean Road - cały dzień. Nad oceanem jest cudowna ścieżka rowerowo piesza. Kilka kilometrów w jedną stronę, kilka w drugą. Wymarzone miejsce na odpoczynek. Powódź w Queensland, a tutaj wakacje!
(Dalej…)
Większe zdjęcia, większa radość oglądania. Mam nadzieję... Będę mógł sięgać do archeo, żeby wrócić do ulubionych miejsc i pokazać je jeszcze raz, jeszcze piękniej. Dziś jednak same premiery. "gdzieś między". Fotografie zrobione po drodze. Do King's Canyon z Ayers Rock i z King's Canyon w stronę Alice Springs. Tyle na dziś. Jak widać te miejsca "po drodze" też są urokliwe...
(Dalej…)
King's Canyon. Zjawiskowy... Jak już wcześniej napisałem, zdjęć wystarczy na długo. Czy dziś je trochę lepiej widać? Wszystko w życiu dzieje mi się po drodze. Jestem fanem przypadków. Kiedy miesiąc temu byłem w Australii każdy dzień je przynosił, podpowiadał. Było fantastycznie, ale czasem marzyła mi się taka "niedziela socjalna" jak dzisiejsza. Niczego nie muszę...
(Dalej…)
Melbourne. Ostatni dzień mojego pobytu w Australii. Docklands nad Yarrą, to nowe miasto w mieście. Już teraz mówi się o tym, że Melbourne za kilka lat będzie największe na kontynencie, a na razie prześciga Sydney w atrakcjach. A tak przy okazji to była moja pierwsza podróż do Australii bez odwiedzin Sydney. Jedna kawa na lotnisku w przelocie z Melbourne do Ayers Rock to chyba się nie liczy...
(Dalej…)