Słońce daje tak, że piecze mnie cała twarz. A może to wiatr? A może podniecenie miejscem, czasem, cudami, które oglądam. A może fakt, że ostatnio zapominałem łyknąć rano małą białą tabletkę na nadciśnienie? A może wszystko razem... Wczoraj prawie cały dzień w 4x4, bo jechaliśmy z Perth do Grey. Nie ma takiego miejsca.
(Dalej…)
albo "sesja zdjęć nieoczywistych". Sobota, w mieście pełno ludzi. Słońce, słońce, słońce. Pirat się ze mnie śmieje, że mam francuski krem z blokiem 40, ale chyba działa. Jak na razie nigdy mnie nie spaliło, choć spędzam w mieście kilka godzin dziennie. Przyjemnie spędzam, bo jestem urodzonym piechurem. Zszedłem Downtown już kilka razy z dołu do góry i z powrotem.
(Dalej…)
Nie grałem w tym roku w radiu Neila Diamonda "September Morn". Też sobie wymyśliłem zmianę roboty... The Rocks to jedna z najstarszych i najpiękniejszych dzielnic Sydney. A "Love On The Rocks" to "złoty przebój" Diamonda z filmu The Jazz Singer. Genialna piosenka, która się nie starzeje. Nuciłem ją sobie dzisiaj całe przedpołudnie, które spędziłem w tej właśnie dzielnicy.
(Dalej…)
Znaczy dwa w jednym. Pirat miał wolny dzień, wybraliśmy się więc zobaczyć obiekty olimpijskie, a potem Chinatown. W deszczu, mgle, mżawce, bez słońca. Ale może dlatego widać lepiej? Nie byłem jeszcze w tych miejscach, gdzie odbywały się Igrzyska Olimpijskie w 2000 roku, a zawsze chciałem to zobaczyć...
(Dalej…)
Byłem chyba bardzo zaskoczony tym co widzę. Choinki na wystawie, choinki w przejściu, na schodach, wszędzie. W Ameryce święta w handlu zaczynają się po Halloween.Tutaj wcześniej, już teraz. Bo to zdjęcia zrobione dzisiaj. Też pięknie... Dzień zapowiadał się senny, bez słońca, z mżawką. I taki był. Piękny, jak zwykle. Niektóre miejsca wyglądają inaczej, ale chyba równie ciekawie i pięknie.
(Dalej…)
Sezon na te owoce dopiero się zaczyna, ale już są pyszne. Tylko tutaj smakują, jak kawałek nieba. "Ta natura jest niezmierna". Z Kabaretu Starszych Panów i o naszej polskiej przyrodzie, ale tutaj też się sprawdza na każdym kroku. To chyba widać także na zdjęciach. Szkoda, że nie da się przesłać zapachów...
(Dalej…)
Piękna pogoda, słońce gorące, trochę przed sezonem... W sam raz na zwiedzanie miasta. Downtown w Sydney jest piękne. To fakt. To widać na zdjęciach. Pociąg w stronę miasta z Hurlston Park do Circular Quay jedzie jak zwykle pół godziny. Czas na SMSy do kraju.
(Dalej…)
Kamienie widzę, kamienie! Tutaj już nowy dzień, u Was w kraju noc. Niech będzie i tak. Pierwszy raz TAKIE kamienie widziałem w Oamaru, w Nowej Zelandii. Kilka lat temu, na plaży. A teraz tutaj, po drodze ze Snowy Mountains do Sydney, gdzieś w okolicy Coomy...
(Dalej…)
Sobota i niedziela w Śnieżnych Górach, w których jest najwyższy szczyt Australii - Góra Kościuszki (oni tutaj wymawiają "kozjosko") 2228 metrów. Jakieś 500 kilometrów od Sydney w stronę stanu Victoria, przez stolice Australii - Canberra. Podróż wygodna, bo poza świetnymi drogami, mają tutaj całą sieć rewelacyjnych autostrad. Podróż zaczęliśmy o 6 rano, a około południa już wjeżdżaliśmy wyciągiem na górę...
(Dalej…)
Dziś w Sydney miało być 27 stopni (i było), uciekliśmy więc z Piratem do Blue Mountains, gdzie mało być 21 stopni (i było). Góry, a w zasadzie Doły Błękitne leżą około 100 kilometrów od Sydney. Trooperem jedzie się trochę ponad godzinę. Oni tutaj mają także dobre drogi. Bardzo dobre...
(Dalej…)
Pomyślałem, że będę pisał, gdy u mnie już dzień się kończy, a u Was zaczyna. Jak pomyślałem - tak zrobię. Przy okazji doniosę, że edytorem moich tekstów w kraju jest Sama Alina Dragan! Oklaski... Podjęła się tej brudnej roboty, bo tu nie mam polskich znaków. Dzięki Alinie łatwiej Wam się czyta. Dzięki Alino...
(Dalej…)
Tutaj wiosna, choć dziś niezbyt ciepło. Wczoraj było 30 stopni, dziś 16, na razie, bo tutaj 10.13 rano. A nie pisałem? To będzie taki dziennik/nocnik... To była najbardziej komfortowa podróż z moich dotychczasowych w te strony. Zaczęło się słabo, bo żadna korporacja taksówek w Warszawie nie chciała mi zagwarantować, że mnie dowiezie na lotnisko na czas. Co za czasy! Udało się jednak, choć przyznaje - z duszą na ramieniu. Potem poszło jak z płatka. Do Wiednia szybko. Lubie lotnisko w Wiedniu, bo małe i przyjazne. Samolot do Bangkoku wystartował pół godziny przed północą.
(Dalej…)
Choć byłem pewien, że nigdy tego nie będzie. Moja strona w internecie czynna, żebym mógł pisać do Państwa ten dziennik/nocnik z Antypodów. Na razie 8 godzin różnicy, już zaraz będzie 10.
(Dalej…)