Upał...

Marek | Blog Marka | 2010-06-10, 19:19

Zawsze coś! Albo zimno w maju albo pada deszcz. A teraz gorączka jak diabli. Mój samochód pokazał mi dziś 35 stopni. I tak dobrze, ze nie ma burzy. Alina dzwoniła, a podczas rozmowy "lało u nich jak zebra", a pioruny waliły jak ta lala! Zieleń nadal piękna i soczysta. Jak nic będą zaraz grzyby... No tak, ale zaraz potem jesień. Nie, nie, nie! Na razie lato pełne roboty. Tym bardziej cieszą chwile wypadu w miejsca ulubione. Patrz zdjęcia sprzed tygodnia.

Te w dzisiejszym albumie są z piątku. Po mokrym, deszczowym i zamglonym czwartku nastał taki właśnie dzień. Trochę w to nie wierzyłem i stąd na początku dnia, na Kamieńczyku podczas lp3 Piotra Barona moja kurtka od deszczu. Tak na wszelki wypadek. Deszczu nie było. A dzień był jak z marzeń. W niezbyt sportowym ubranku, bo jadąc na Kamieńczyk jeszcze nie mieliśmy planu dnia, poszedłem w góry. Znaczy z ulubionych Jakuszyc, ulubioną trasą „przez Samolot” do ulubionego Orla. Łatwa trasa, ale takiej nam było trzeba na ten dzień. Po deszczu wszystko wygląda jeszcze piękniej, także tamte miejsca. Pięć kilometrów w godzinę z wąsem. Wąs na robienie zdjęć. Darek strzelił zdjęcie główne, Wojtek te z Kamieńczyka. Dziękuję Panowie… Reszta, czyli „spotkania z przyrodą” – moje. Ile razy fotografowałem te miejsca? Wiele razy. I wcale mi to nie przeszkadza odkrywać tam nowe obrazy. Wszystko zależy od pogody, pory roku, słońca… W Orlu piwo lokalne i długie Polaków rozmowy. Szczęśliwie nieszkodliwe. Sama radość obcowania z ludźmi. Droga powrotna do Jakuszyc już asfaltowa, bo wózki nowych faunów Trójki… Znowu pięć kilometrów w godzinę z wąsem. Chyba jakoś jakby szybciej, bo w perspektywie placki ziemniaczane z sosem czosnkowym w Biathlonie. Kto by się oparł? Ja nie… A po obiedzie jedna podgrupa do Czech (do Czech to ja mam darmo!) po lentilky, żelki, piwo i inne frykasy jak czekolada „studencky smes”, a druga podgrupa, w tym ja, na krótki odpoczynek przed listą… To była 10 lista z Hotelu „Las”. Czterdziesta wyjazdowa… Ja spalony słońcem na indianina (nikt po drodze nie miał kremu z protektorem!), ale mocno nakręcony atmosferą. Jak było? O tym może innym razem…
A dzisiaj? To był gorący dzień. Ale piękny. Jak wszystkie zwykłe szare dni, które tak lubię.
p.s. wino na dziś: Gotham McLaren Vale Cabernet Sauvignon 2008 (bo właśnie przypłynęła nowa dostawa z Australii). Niewiarygodnie dobre… Zdrowia!

Upał...Upał...Upał...Upał...
Upał...Upał...Upał...Upał...
Upał...Upał...Upał...Upał...
Upał...Upał...Upał...Upał...
Upał...Upał...Upał...Upał...
Upał...Upał...Upał...Upał...

Pozostałe wpisy
» Bonifacio... (2024-10-10, 19:54)
» Girolata... (2024-10-08, 19:54)
» Scandola... (2024-10-05, 19:54)
» Licciola, czyli gdzieś między... (2024-10-03, 19:54)
» Zaczęli grzać... (2024-10-01, 19:54)
» Plaża... (2024-09-28, 19:54)
» Zachodu jest warte... (2024-09-26, 19:54)
» Korsyka... (2024-09-24, 19:54)
» Śnieżka w śniegu... (2024-09-14, 19:54)
» Jesien w Chicago... (2024-09-12, 19:54)
Marek Niedźwiecki RSS Feed

Ten blog to wyraz moich osobistych poglądów. MN