Ostatni dzień w Hobart...
Jak ja nie lubię takich dni. Jak ja nie lubię pożegnań... Znaczy jeszcze się nie żegnamy, bo jutro odlatuję do Melbourne o 17.50. Ale tak wyszło. Ostatni dzień w Hobart. Fish Frenzy na lunch. Blue Eyed Trevalla na sałacie greckiej. Rewelacja. Zazdroszczę im tych ryb. Nie tylko ryb...
Dziś PanGrek w sklepie powiedział, że już zaraz avocado będzie kosztowało 5$ za sztukę. To powódź w Queensland, który to stan produkuje avocado, mango, ananasa... Słabo. Najgorsze, że nic na to nie możemy poradzić. Co najwyżej możemy się obejść smakiem. Dziś na pożegnalną kolację będą steki Guni. Idą z sałatami. Kapusta tasmańska i buraki po polsku. Do tego Possum Shiraz 2005. Mistrzostwo świata. To ja zmykam do stołu i podrzucam jeszcze przygarść wspomnień z wczoraj... Znaczy lawenda.
Pozdrowienia!
Pozostałe wpisy
» Bonifacio... (2024-10-10, 19:54)
» Girolata... (2024-10-08, 19:54)
» Scandola... (2024-10-05, 19:54)
» Licciola, czyli gdzieś między... (2024-10-03, 19:54)
» Zaczęli grzać... (2024-10-01, 19:54)
» Plaża... (2024-09-28, 19:54)
» Zachodu jest warte... (2024-09-26, 19:54)
» Korsyka... (2024-09-24, 19:54)
» Śnieżka w śniegu... (2024-09-14, 19:54)
» Jesien w Chicago... (2024-09-12, 19:54)